Pamiętam pierwszy mail od Pawła, czytałem go i zastanawiałem się czy to mi się śni, czy faktycznie w życiu zdarzają się historie rodem z filmu… Choć pewnie lepiej byłoby napisać odwrotnie: życie potrafi sprawić takie niespodzianki, że scenarzyści w Hollywood nigdy by czegoś takiego nie wymyślili.
Może po kolei. Adriana przyleciała kilka lat temu do Polski by studiować w … Lublinie. Swoją drogą jest to przepiękne miasto i kto nie miał przyjemności odwiedzenia ten niech prędko nadrobi zaległości. Adriana spotyka swojego przyszłego męża na tydzień przed wyprowadzką Pawła z Lublina do Warszawy…
I tak powoli rozwija się ta niesamowita historia miłosna. Dystans Lublin – Warszawa to nie to samo co USA – Polska, więc miłość kiełkuje. Po studiach Adriany, Paweł decyduje się zostawić wszystko i rozpocząć swoje życie za oceanem.
Historie par, które poznaję są tak niesamowite, że czasem trudno mi w nie uwierzyć. Najfajniejsze w tym wszystkim jest to, kiedy mogę udokumentować na zdjęciach ten skromny wycinek danego związku. To niby nie wiele, ale jednak wydaje mi się, że zdjęcia mają moc i to właśnie dzięki takim zdjęciom (my sami – tyle, że w przyszłości) będziemy mogli w fajny sposób dojść do tego co sprawia, że jesteśmy szczęśliwi (z tą daną ukochaną osobą).
Cieszę się, że udało mi się namówić Adrianę i Pawła na ten niesamowity dach w Warszawie, właściwie nie sam dach co raczej ogród na dachu… Idealnie wpasowaliśmy się w klimat (lekko mroźnego) wiosennego popołudnia, z zabójczym światłem. To fakt mam bzika na tym punkcie, ale wiem też, że większość przyszłych panien młodych lubi kiedy zdjęcia są słoneczne i to składa się w jedną całość. Skoro obie strony lubią to samo, to mamy sytuację, w której obie strony wygrywają. Ostatnio często fotografuję sesje narzeczeńskie w mieście, ale już wkrótce podzielę się z wami kilkoma sesjami, które zrobiłem u siebie na Mazurach. Będzie zatem powrót do korzeni. Tak przy okazji polecam sesję Eweliny i Filipa w Łodzi i inną warszawską sesję: Elena i Sergii.